Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Historia Gniezna. Tożsamość Fyrtli: Minister edukacji z Czerniejewa i dwaj od czerwonych flag (część II)

Jarosław Mikołajczyk, Muzealny detektyw w Muzeum Początków Państwa Polskiego
Farna 1 w Gnieźnie współcześnie
Farna 1 w Gnieźnie współcześnie
Projekt „Interaktywne Muzeum Gniezna 2021” pozwala skupić się nie tylko na historii, ale i kulturze, obyczajowości i elementach tożsamości etnicznicznej. Szereg działań projektu dofinansowanych zostało z Programu NCK „EtnoPolska 2021”. Mierzymy się w nim przede wszystkim z nowym regionalizmem, na którego przepracowanie Wielkopolanie nie mieli czasu, aż od zaborów.

Zgodnie z postulatem profesora Tomasza Sławka z UŚ, który - przypomnijmy - uważa, że nowy Śląsk musi historię potraktować jako poręcz, na której się jedynie podeprze (ze śląskiego) gelender, Muzealny Detektyw i Dawid Jung postulują, że takim punktem podparcia - „ryczką” musi stać się dla nowej Wielkopolski, czy też nowej gnieźnieńskości historia z naszych fyrtli. Pryzmatem nowego odczytania muszą być jednak ludzie.

Pierwszy z przypomnianych przez nas bohaterów, których pamięć, może stanowić „ryczkę” - podstawę nowej tożsamości łączy się bezpośrednio z kolejnymi.

Karpiński i jego związki z pozostałymi

Zygmunt Karpiński, znany Gnieźnianom przede wszystkim z wcześniejszych artykułów Muzealnego Detektywa był piewcą gwary wielkopolskiej oraz obyczajów gnieźnieńskich. Nie omieszkał poświęcić miejsca tym zwyczajom w swojej książce „O Wielkopolsce, złocie i dalekich podróżach”. Wróćmy jednak do powiązań z pozostałymi, których dziś opiszemy.
Profesor Ludwik Ćwikliński, był wybitnym znawcą literatury klasycznej, który w pewnym momencie został „ministrem edukacji” Austrii. Zaproszono go na uroczystości związane z gnieźnieńskim Gimnazjum Królewskim, które przygotowywał zaborca pruski. Wśród młodzieży, która wystosowała do profesora prośbę by nie przyjeżdżał i nie dał się niemieckiej prowokacji, był właśnie Zygmunt Karpiński.

Z Bolesławem Kasprowiczem Zygmunta Karpińskiego łączy z kolei wywieszenie czerwonych flag Rady Robotniczej i Żołnierskiej na ratuszu w dniu abdykacji cesarza Wilhelma II Hohenzollerna.

Zacznijmy więc od Zygmunta Karpińskiego, o którym wkrótce na podwórku przy Farnej 1 opowiadał będzie w ramach spotkania Tożsamość Fyrtli - części projektu „Interaktywne Muzeum Gniezna 2021” właśnie Muzealny Detektyw.

Jeszcze przed powstaniem. Czerwone Sztandary

Przyjmujemy, że w Gnieźnie Powstanie Wielkopolskie wybuchło 28 grudnia 1918 roku. Oficjalne dane mówią o początku poznańskich działań dzień wcześniej. Niezwykle ważnym, często pomijanym jest jednak wydarzenie z 10 listopada 1918 roku. To właśnie wtedy Rathaus przy Friedrichstrasse przyozdobili czerwonymi flagami dwaj członkowie Rady Robotniczej z Gniezna, uprzednio prawdopodobnie zdejmując flagi II Rzeszy. Było to dzień po abdykacji Wilhelma II Hohenzollerna.
Cesarz szukał azylu w Holandii, a Bolesław Kasprowicz senior i Zygmunt Karpiński zamieniali flagi II Rzeszy Niemiec na symbole Rad Robotniczych. Wówczas przede wszystkim były to symbole „końca” cesarza Wilhelma, choć w swoich wspomnieniach Karpiński, który jednak podczas studiów uczęszczał na wykłady Lujo Brentano i Wernera Sombarta (ekonomicznego socjalisty), dostrzega ideowe znaczenie czerwieni sztandarów.

- W Gnieźnie łączność z Poznaniem była początkowo słaba, przewodniczącym Rady Robotniczej został Bolesław Kasprowicz, jak wiadomo właściciel fabryki wódki i likierów, a zatem był przedstawicielstwem warstw posiadających, kapitalistycznych. Cech radykalnie społecznych rada była całkowicie pozbawiona... Wprawdzie razem z Kasprowiczem przystąpiłem (gdyż i ja byłem członkiem rady) do ważnego aktu mającego symbolizować zachodzące zmiany - na balkonie gmachu magistratu zawiesiliśmy czerwoną flagę, wzbudzając tym czynem zdziwienie czy nawet oburzenie księży i bogobojnej części społeczeństwa, było ono bowiem niemal w całości pod wpływem Narodowej Demokracji i kleru

- wspominał w książce „O Wielkopolsce. złocie i dalekich podróżach” Zygmunt Karpiński, syn wybitnego prawnika Antoniego Karpińskiego, który niejednokrotnie bronił Polaków w procesach „wzniecanych” przez hakatystów.

Spore patriotyczne tradycje miała także rodzina matki. Wanda, z domu Święcicka była siostrą Heliodora Święcickiego rektora Wszechnicy Piastowskiej, czyli Uniwersytetu Poznańskiego. Bratem babci Zygmunta był z kolei Kazimierz Jarochowski, dziennikarz i publicysta i działacz niepodległościowy. Dalsze koligacje rodzinne prowadzą do Korytkowskich, Trąmpczyńskich, Hulewiczów.
Młodość Zygmunta Karpińskiego, opisana w wikipedii wygląda nieco sucho. „Po zdaniu w 1910 matury udał się na studia do Strasburga, Monachium i Berlina. Na tych uczelniach jego wykładowcami byli ówczesne sławy ekonomii: Georg Friedrich Knapp, Lujo Brentano, Werner Sombart. Uzyskał tytuł doktora ekonomii na Uniwersytecie Goethego we Frankfurcie, pracą pt. Die Wechselkurse während des Weltkrieges vos dessen Beginn bis Ende 1915. Zaangażował się w działalność Związku Młodzieży Polskiej „Zet”. Praktykował w Kasie Pożyczkowej w Gnieźnie, w Banku Towarzystw Spółdzielczych w Warszawie, w Austriackim Zakładzie Kredytowym w Wiedniu, a bezpośrednio po studiach podjął pracę w Disconto-Gesellschaft, jednym z największych banków niemieckich.
Jesienią 1917 został wcielony do armii pruskiej, do kompanii roboczej. Po zwolnieniu z wojska, pozostał w Berlinie. Rewolucyjne wydarzenia roku 1918 w Berlinie zmusiły go do powrotu do Gniezna. W rodzinnym mieście wstąpił w szeregi powstańcze. Jako członek Rady Robotniczo-Żołnierskiej został oddelegowany do kontrolowania pracy niemieckiego burmistrza miasta, Heinricha Nollnera. Wziął udział w pertraktacjach w Zdziechowie pod Gnieznem z dowództwem Grenzschutzu”
- tak podaje wikipedia.

Niezwykle ciekawe dalsze losy Karpińskiego zwłaszcza narażanie życia dla ratowania polskiego depozytu złota oraz bankowości polskiej w czasie II wojny świetnie zostały opisane przez Ewę Gierat w książce „Korzenie i owoce” wydanej w latach 90. XX wieku. Zarówno mrożące krew w żyłach przygody jak i opowieści o zwyczajach i miłości do gwary poznają uczestnicy spotkania, o którym poinformujemy wkrótce.

Bolesław Kasprowicz: patriota, fabrykant. Soplica i marmolada z rabarbaru

Podczas spotkania łączącego Zygmunta Karpińskiego i Bolesława Kasprowicza, o chyba najbardziej udokumentowanym ludzkim filarze tożsamości fyrtli opowiadał będzie kulturoznawca profesor Klaudiusz Święcicki.
Dziś tego filantropa, producenta i wybitnego gnieźnianina wspomina ponownie Muzealny Detektyw.
Bolesław Kasprowicz, ur. 29 września 1859 r. – zm. 15 października 1943 r.
Mieszkał przy ul. Chrobrego 3, tutaj także uruchomił pierwszą destylarnię. Znany był przede wszystkim jako właściciel Fabryki Wódek i Likierów, oraz organicznik i patriota. To on opracował recepturę popularnych dziś nalewek „Soplica”. Był tytanem pracy.

– O szóstej z rana każdego dnia wstaję, o siódmej już rozpoczynam zajęcia. Więc przejrzenie korespondencji i ważniejszych spraw, potem obchodzę całą fabrykę, o dziewiątej godzinie konferencje z dyrektorami i szefami poszczególnych oddziałów, z kolei przyjęcie ważniejszych interesantów, a już o 11 g. samochodem wyjazd gdzieś na sesję, na rady w sprawach społecznych, zawodowych itd. Często, co prawda, nie ma czasu zjeść porządnie obiadu, ale się za to odwala ogromny szmat zajęć i spraw

– mówił Kasprowicz doktorowi Ligęzie.

W domu Kasprowiczów zapadła decyzja o wybuchu Powstania Wielkopolskiego w Gnieźnie.

- Firma moja obchodzi 35. lecie swojego istnienia. Ja sam za lat trzy stanę wobec 50. letniego jubileuszu zawodowej pracy. Rozpoczynałem ją jako 16. letni młodzieniec, pracując z kolei przez 12. lat w firmach niemieckich, ucząc się i podpatrując sekrety zawodowe i szkoląc na niemieckiej systematyczności, wytrwałości i organizacji… Paliło się wtedy wprost we mnie, by stworzyć na terenie b. pruskiego zaboru polski przemysł wódczany. I udało mi się to w zupełności. Policz pan ile jest dziś firm polskich z tej branży w Wielkopolsce i na Pomorzu… Byłem z nich pierwszym, ja wskazałem drogę

- jeszcze raz o firmie w 1922 roku dla wywiadu dr Ligęzy opowiedział senior Kasprowicz.

Zapomnianą nieco działalnością Bolesława Kasprowicza jest branża spożywcza. Kasprowicz przez pewien czas publikował w lokalnej prasie przepisy na wszelkiego rodzaju dżemy, powidła i marmolady. Wiele z tych przepisów weszło na stałe do kuchni wielkopolskiej. Był jednym z tych, którzy odkrywali dla wielkopolskiej kuchni rzewień czyli rabarbar. Roślina występująca głównie w Azji, w Polsce zadomowiona w dwóch krzyżowanych odmianach kędzierzawy i ogrodowy prawdopodobnie przywędrowała z Mongolii lub Syberii.

Państwowe Gimnazjum w Trzemesznie

Historia Gniezna. Tożsamość Fyrtli: złoto, opera, kangury, e...

Oto jak rabarber, proponował obrobić Bolesław Kasprowicz:
„Do marmelady z rabarbaru bierze się na jeden funt łodyżek ¾ funta cukru, trochę cynamonu, cytryny podług smaku; można także dla urozmaicenia wmieszać do połowy małe jagody agrestowe lub mięso z kilku pomarańczy. Masę, mieszając ciągle, rozgotuje się, aby była gęsta. Mieszana marmelada z rabarbaru. Obiera się starannie 6 pomarańczy, wyjmuje pestki i kraje w plasterki, dodaje się pół kilo łodyżek rabarbarowych, pokrajanych w kawałki i gotuje się wszystko z 750 gr. cukru na łagodnym ogniu, mieszając ciągle, aż masa stanie się gęstawa. Marmelada przechowana w słojkach trzyma się znakomicie i każdemu, który próbuje, będzie smakowała. Łodyżki rabarbarowe można kupić już w lutym” - takie przepisy publikował Kasprowicz w 1916 roku.

Odkrywca Klimta, profesor minister

Kolejną postacią, wyznaczającą zdaniem autorów projektu „Interaktywne Muzeum Gniezna 2021” nową tożsamość fyrtli jest Ludwik Ćwikliński. Tutaj rzecz jasna nie można sobie wyobrazić lepszego prelegenta niż profesor Waldemar Łazuga. Znawca tematu. O terminie, podobnie jak w przypadku poprzednich spotkań, przeczytacie państwo na stronie Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie i grupie facebokowej Interaktywne Muzeum Gniezna.
Ludwik Ćwikliński jak zauważa profesor Łazuga, był jednym z pierwszych, którzy wróżyli olbrzymią popularność, jeszcze na początku kariery Gustavowi Klimtowi. To on powiedział, że Klimt będzie jednym z symboli Austrii. Zasługi profesora Ćwiklińskiego są oczywiście dużo bardziej złożone niż ta ciekawostka związana z wybitnym symbolistą austriackim.

Dzieciństwo i młodość Ćwiklińskiego to przede wszystkim rodzinne Gniezno. Ojciec był jednym z organistów gnieźnieńskich. Dokładnie 167 lat temu, 17 lipca 1853 roku w domu państwa Ćwiklińskich w Gnieźnie urodził się przyszły badacz języków i kultury antycznej. Dom Wojciecha i Cecylii z Buszkiewiczów to akuratny wielkopolski dom. Ślub rodziców odbył się w Czerniejewie 24 czerwca 1842 roku, Cecylia była młodsza od Wojciecha o około 10 lat, oboje pochodzili z Czerniejewa. Państwo Ćwiklińscy mieli 7 dzieci. Los ich pociech pokazuje sytuację społeczno-zdrowotną Europy w połowie XIX wieku: aż czwórka nie dożyła 4 lat. Dorosłości dożyli jedynie: Maria Klementyna, która poślubiła 8 lat młodszego Józefa Niezgodzkiego, Jan Kazimierz 3 lata starszy od Ludwika i sam Ludwik Ćwikliński.

Organista w XIX wieku nie zarabiał dużo, był to jednak zawód szanowany. Rodzice Ludwika pragnęli nie tyle przekazać dzieciom majątek co dobre wykształcenie, ale też stricte wielkopolską kindersztubę. Bracia uczyli się w Królewskim Gimnazjum w Gnieźnie, które w owych czasach było jednym z bardziej cenionych gimnazjów w całej Provinz Posen włącznie z Rejęcją Bydgoską, której administracyjnie podlegało Gniezno. O nastoletnich miłostkach Ludwika wiemy niewiele, jego brat Jan Kazimierz, jak głoszą miejskie legendy cieszył się ogromną popularnością wśród panien. Młodszy i nieco nieśmiały Ludwik - błyskotliwy i równie przystojny zapewne korzystał z względów u panien z dobrych gnieźnieńskich rodzin. Ze względów zdrowotnych, jak głosi przekaz rodzinny, starszy Jan egzamin maturalny składał w tym samym roku co Ludwik.

Kiedy dr Ćwikliński współtworzył wraz z Wojciechem hrabią Dzieduszyckim w listopadzie 1884 roku we Lwowie Kongres Archeologów, Kostrzewski - inny uczeń Gimnazjum Królewskiego w Gnieźnie miał się dopiero urodzić w lutym 1885 roku w Węglewie. Swoje zainteresowania klasyką pokazał już w gnieźnieńskim Gimnazjum. Tutaj zetknął się z jednym z ważniejszych w jego życiu tekstów. „Wojna peloponeska” Tukidydesa kształtowała zamiłowania historiograficzne. W swoim dziele Tukidydes w nowatorski sposób podszedł do problemu religii, odrzucając bezpośrednią ingerencję bogów w historię. Ważnym elementem, który dostrzegał Ćwikliński w twórczości Ateńczyka jest zastosowanie przez Tukidydesa metody wnioskowania o przeszłości na podstawie pozostałości we współczesnym mu świecie. Tekst ten zdaniem gnieźnianina cechuje również dbałość o obiektywizm i krytyczne podejście do źródeł.
Studia we Wrocławiu były jedynie początkiem kariery naukowej Ćwiklińskiego, której prawdziwe przedbiegi nastąpiły w Berlinie. W stolicy Cesarstwa Niemieckiego miał okazję uczęszczać na wykłady takich sław niemieckiej nauki, jak filologowie klasyczni Moriz Rudolph Friedrich Haupt. jednym z jego wykładowców był także urodzony w Kłecku profesor Władysław Nehring. Pierwsze większe osiągnięcia w pracy akademickiej osiąga po zmianie zaboru. Kiedy rozpoczyna pracę we Lwowie, rozwija tamtejszy uniwersytet. Tutaj wykładał filologię klasyczną, archeologię i historię starożytną; kierował II Katedrą Filologii Klasycznej. W 1879 otrzymał tytuł profesora zwyczajnego, dwukrotnie pełnił funkcję dziekana Wydziału Filozoficznego (1883/1884, 1891), był prorektorem (1894/1895) i rektorem (1893/1894) Uniwersytetu Lwowskiego. W latach 1876-1902 kierował jednocześnie Komisją Egzaminacyjną dla kandydatów na nauczycieli szkół średnich, a 1879-1902 był konserwatorem zabytków przedhistorycznych w Urzędzie Konserwatorskim we Lwowie. Ciekawą sytuacją związaną z Ćwiklińskim jest fakt, że nie tylko zaborca pruski, nie kwestionował kompetencji Wielkopolanina, ale i jurysdykcja austriacka nie blokowała jego kariery.

Na lwowskiej uczelni bardzo mocno działał, na rzecz obecności kobiet w świecie akademickim. To właśnie na lwowskiej uczelni rozpoczął działania na rzecz dostępności uczelni wyższych dla kobiet. Kontynuował te działania po przeprowadzce do Wiednia, jednak już w latach 1896 - 1899 pełnił funkcję prezesa Towarzystwa Kursów Akademickich dla Kobiet. Był jednym z inicjatorów podpisanego przez lwowskich profesorów powołania wspomnianego Towarzystwa. Dzięki niemu w pierwszym roku działalności przyjęto 553 panie do udziału w tych zajęciach akademickich, płaciły one czesne w wysokości 20 złotych. Były to trudne początki emancypacji kobiet na uczelniach, jednak dzięki staraniom Ćwiklińskiego oraz zaprzyjaźnionych z nim profesorów w tym samym roku przeprowadzono 228 wykładów dla kobiet. Powszechne Wykłady Uniwersyteckie o charakterze otwartym, były pierwszym krokiem feminizacji uczelni, co charakterystyczne w wykładach wyjazdowych na prowincji przeważali mężczyźni w samym Lwowie uczestniczyło więcej kobiet. Mimo starań środowiska skupionego wokół Ćwiklińskiego w roku akademickim 1887/88 decyzją austriackiego ministerstwa panie dopuszczono jedynie do studiów na Wydziale Filozoficznym i Lekarskim. Pierwsze lata uczestnictwa kobiet w studiach wyższych we Lwowie to zaledwie po jednej studentce na wydziale na pełnych prawach. Na zasadach studentek nadzwyczajnych we wspomnianym roku akademickim były natomiast łącznie we Lwowie 43 studentki.

W ostateczności Ludwik Ćwikliński polski patriota zostaje ministrem edukacji. W latach 1917-1918 pełnił funkcję ministra oświaty i wyznań religijnych Austrii tworząc też w Wiedniu życie towarzyskie Polaków. Ze stanowiska ministra wspierał naukę i szkolnictwo polskie w Cieszyńskiem i Małopolsce, tam gdzie panowała jurysdykcja Austrii. Choć był niezwykle ceniony przez zaborcę, nigdy nie sprzeniewierzył się Polsce. W rządzie premiera Ernsta Seidlera był obok pełnomocnika ds Galicji - Juliusza Twardowskiego jedynym Polakiem.

W 1939 roku, okupant niemiecki, przypomniał sobie, że Ćwikliński doktoryzował się w Berlinie, tam też uczył w szkołach. Zaczęły się naciski by podpisał volkslistę. Straszenie, presja i obietnice nie robiły wrażenia na profesorze zawsze wiernym ojczyźnie i wartościom, których uczyli go w Gnieźnie rodzice. Z dokumentów z czasów II wojny pozostałych w przekazach rodziny wynika, że trafił do obozu koncentracyjnego razem z żoną Stefanią Magnuszewicz. Najprawdopodobniej, jak ustaliliśmy, był to Fort VII w Poznaniu. To jednak nie koniec chichotu historii. W wyniku choroby trafia do szpitala przy ulicy Łąkowej, który w neogotyckim budynku prowadziły siostry Elżbietanki. Niemcy zmuszają go do wyjazdu do Krakowa gdzie kończy życie w przytułku dla ubogich starców. Hitlerowcy bojąc się manifestacji zakazali mów pogrzebowych oraz umieszczenia w klepsydrach informacji, że był profesorem. Kochał Gniezno i Wielkopolskę., pokochał też Lwów a pochowany został z dala od tych miejsc w Krakowie.

Pomoc w pisaniu artykułu:
Sławomir Łubiński IMG,
Dawid Jung - społeczny opiekun zabytków. regionalista

Historia Gniezna. Tożsamość Fyrtli: Minister edukacji z Czerniejewa i dwaj od czerwonych flag (część II)

Farna 1 w Gnieźnie współcześnie

Historia Gniezna. Tożsamość Fyrtli: Minister edukacji z Czer...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gniezno.naszemiasto.pl Nasze Miasto