Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Historia Gniezna. 100 metrów historii. Farna ale gwarna. Winkiel dudziarza (część I)

Jarosław Mikołajczyk, Muzealny detektyw w Muzeum Początków Państwa Polskiego
„100 metrów historii” to autorska forma oprowadzania przewodnickiego w gwarze z elementami teatralizacji. Formę tę stworzyło Muzeum Początków Państwa Polskiego zostawiając wiele swobody Muzealnemu Detektywowi.

W ramach realizowanego w tym roku projektu: „Interaktywne Muzeum Gniezna 2021” odbędą się cztery takie oprowadzania w gwarze. Przypomnijmy, że oprowadzania zawdzięczają nazwę opowieści Marianny - gospodyni państwa Karpińskich z 2 piętra przy Farnej 1. Dlatego na początek Muzealny Detektyw zaprosi nas na ulicę Farną.

Wydaje się, że właśnie ta uliczka odchodząca od Rynku do Warszawskiej może być modelową, choć rzecz jasna w tej idei mówienia o krótkich uliczkach tytułowe „100 metrów” to jedynie symbol, w tym przypadku Farna ma niewiele więcej długości. Jak większość małych uliczek w centrum, ma ona swoje wielkie, wręcz narodowe epizody, krwawe tajemnice, szwindle i szwindeli i budujące tożsamość proste życie podwórek i składów różnej maści.

Winkiel dudziarza

W opowieściach historycznych dominuje chronologia. Taka narracja stosowana przez historyków pomaga usystematyzować wiedzę. Forma oprowadzania daje jednak możliwość, kilku stylów i kilku kluczy. Możemy rzecz jasna kurczowo trzymać się tego przejścia od zdarzeń najważniejszych, to jednak przewodnikowi rujnuje trasę, wprowadza element cofania. W przesądach przewodnickich cofanie się lub pójście tą sama drogą przynosi pecha lub pokazuje, że przewodnik jest partaczem. Ta dowolność czasowa, narzucana przez drogę daje niemal magiczne możliwości.

Zatem choć zapewne na spacerze rzeczywistym zaczęlibyśmy od murów miejskich, być może przy bramie pyzdrskiej i to byłby klucz chronologiczny, pozwólmy sobie wejść od strony Rynku. Jeszcze w latach 90. XX wieku tu pod ówczesną księgarnią, w podpiwniczeniu z wejściem od Farnej mieściła się przez lata Galeria Image. Urocze miejsce, jedyne wówczas, gdzie w Gnieźnie zaopatrzyć się mogli plastycy. Tylko tu mogli kupić gwasze, tempery czy profesjonalne pędzelki firm Restauro Hause czy Kozłowski.
Galerię prowadziła wieloletnia szefowa Miejskiego Ośrodka Kultury - Krystyna Jóźwiak. To ona też propagowała w Gnieźnie emulsje witrażowe do malowania witraży podobną metodą jak Chagall. Wchodziło się tu nie tylko na zakupy, a przede wszystkim by porozmawiać, poradzić się. W tym czasie porównywalnym miejscem skupiającym jednak fanów muzyki był sklep DUO przy ulicy Kaszarskiej.

To właśnie na winklu, opodal Rynku przy zejściu do galerii często stawał niezwykle sympatyczny człowiek w wielkopolskim stroju, z ciemną brodą i w okularach. Kiedy stawał tam słychać go było i pod katedrą. Trochę jak dobrotliwy skrzat, dość odrealniony był to Leon Galiński, dudziarz jakich mało. Człowiek o gołębim sercu i wspaniałej wielkopolskiej duszy.
Projekt IMG 2021 w swoim założeniu zajmuje się także kwestią tożsamości fyrtli. Dudy, które przez wieki były jednym z filarów kultury ludowej Wielkopolski, dzięki takim ludziom jak Galiński weszły do miast. Gwara, którą dzięki polityce kulturalnej PRL kojarzono z wsią była tworem miejskim, dziś trwa dzięki nielicznym fascynatom w Poznaniu, Gnieźnie czy Kościanie, ale przede wszystkim dzięki przejęciu przez mieszkańców wsi.

Warto więc zatrzymać się w miejscu gdzie wcześniej czy później stanie pomnik Leona Galińskiego.
Leon Galiński był synem kowala. W czasach gdy się rodził, było to niezwykle szanowane stanowisko. Michał Galiński, pracował w Raszkowie, tu urodził się 10 kwietnia w 1922 roku najmłodszy z dzieciaków - Leon. Zanim Galińscy trafili do Gniezna Leon ukończył Szkołę Rolniczą w Pleszewie, pierwotnie muzyka i rolnictwo wydawały się być mu pisane. Był zresztą człowiekiem mocno związanym z naturą. W Gnieźnie zdał maturę i otworzył sobie nowe możliwości. Przy muzyce zresztą pozostał.
Galińscy jako rodzina byli uzdolnieni muzycznie. Leon od najmłodszych lat, jeszcze w południowej Wielkopolsce wykazywał zainteresowanie szeroko pojętą sztuką i aktywnością twórczą. Jak wspominają bliscy, ogromnym sentymentem darzył skrzypce. Grając na weselach jako młody chłopak sięgał po skrzypki. Rzecz jasna najbardziej nośnym instrumentem były dudy. W miastach wypierał je na zabawach już akordeon. Jednak w mniejszych miejscowościach to dudy były prawdziwie wielkopolskim motorem wszelkich tańców.

Ten tak niedawno grywający i na Farnej, dziś na poły legendarny gnieźnianin, bo czuł się nim naprawdę, pasjonował się też malarstwem, tkactwem i garncarstwem. To właśnie te zamiłowania plastyczne sprawiły, że lubił przyjść do pani Krysi poklachać, czasem dokupić farb czy pędzli. Był też instruktorem w MOK-u i w Szkole Muzycznej, uczył gry na dudach. W tym temacie nigdy w Gnieźnie nie było lepszych. Galiński był dudziarzem w starym tego słowa rozumieniu, miał instrumenty robione przez innych, jak choćby dudy ignysiowe, ale ten instrument podobnie jak i inne ludowe potrafił także budować sam. Jego instrumenty i obrazy można znaleźć w muzeach. Występował na Turniejach Dudziarzy. Miał też swoich wybitnych uczniów. Niezwykły talent wykazywał między innymi stypendysta ministra kultury Dariusz Januchowski. Leon Galiński, o czym powszechnie wiemy, udzielał się na wielu szczeblach samorządu. Obok muzyki i malarstwa był też pasjonatem gór. Zresztą działał w Klubie Górskim Ornak.
Dudy Leona Galińskiego umilkły w 1999 roku. W pewnym czasie grę na tym instrumencie zarzucił także Dariusz Januchowski. Na długie lata piękna karta dud w Gnieźnie została zapomniana. Dopiero zupełnie niedawno idea przywrócenia dźwięku dud została przypomniana w działaniach Piotra Wiśniewskiego i Szczuna z Kareji. Wówczas zaproszono na warsztaty Artura Witczaka, wystąpił on też na jednym z finałów Festiwalu Fyrtel, a podczas jednego z jarmarków na św. Wosia grał przed MOK-iem.

W 2014 roku z inicjatywy eSTeDe podczas Święta Przyjaciół wspominano Galińskiego. Zaprezentowano także odnalezione przez Muzealnego Detektywa domniemane dudy Leona Galińskiego. Młody dudziarz Mikołaj Woźniak, który był samoukiem, a grywał na rekonstrukcji dud średniowiecznych po konsultacjach ze środowiskiem dudziarskim z pomocą Muzealnego Detektywa ustalił ponad wszelką wątpliwość, że to dudy Leona Galińskiego, a wykonał je słynny dudziarz kościański Ignyś. Po odrestaurowaniu i przywróceniu im życia dudy wróciły do eSTeDe, skąd być może trafią do MPPP.
To właśnie tu znajdziemy najstarsze na naszych ziemiach przedstawienia dud. Dwa niezwykłej urody kafle piecowe wykonane w okolicy Gniezna przedstawiają błazna jak podpisano na wystawie, choć chyba bardziej adekwatne może być określenie igrzec. Ów igrzec w czapce iście błazeńskiej gra na dudach. Czy jest to przedstawienie najstarszego odnotowanego polskiego wędrownego - jarmarcznego artysty Igrca Jurka - tego pewni być nie możemy. Jest jednak faktem, że źródła historyczne pisane, jakimi tu były księgi kurialne odnotowały takowego w 1235 roku i był on z Gniezna. Drugie wyobrażenie to niedźwiedź z dudami. Tu trochę światła na interpretację może rzucić fascynat dudów, ale i Leona Galińskiego - Mikołaj Woźniak.

- Dudy jako instrument w polskiej kulturze muzycznej obecne są od średniowiecza. Kulturze europejskiej towarzyszą od blisko 2 tysięcy lat. Obecność instrumentu na dworach królewskich oraz w dawnym wojsku świadczy o niekwestionowanym prestiżu. W kręgach szlacheckich o dudach pisano m.in. w XVI-wiecznej Wielkopolsce - podczas „złotego wieku” Rzeczypospolitej. Powszechnym było używanie ich w karczmach, gospodach, na wsiach i ulicach miast. Zdarzało się, że do muzyki dawnych dudziarzy, których zwano „niedźwiednikami” tańczyły także niedźwiedzie!

- mówi Mikołaj Woźniak ostatni dudziarz gnieźnieński.
Rzecz jasna historię dud w Wielkopolsce, ich znaczenia i rodzajów można by jeszcze rozwijać. Anegdoty o Leonie Galińskim zazwyczaj opowiadają o niezwykle pogodnym i szczerym człowieku. Aż dziw, że trudno szukać nagrań mistrza. Dziś pamięć o tej postaci wyciętej z folkloru miasta a jednak trochę onirycznej i jakby wyrwanej z realizmu magicznego zanika. Jeszcze jednak 30 lat temu Gniezno bez niego wydawało się kulturowo niepełne. Winkiel dudziarza to jednak nie jedyna historia ulicy Farnej.

Kwerenda pana Sławka. Ulica czytana z ogłoszeń

Muzealny Detektyw, czasami dla draki pozwala sobie wykonać zdjęcie z lupą. Takie utrwalanie stereotypu, dobrze, że choć lujówke ma iście - akuratnie wielkopolską. A nie kapelusz z uszami z przodu i z tyłu jak ten od Conan Doyle. Nigdy jeszcze jednak nie zdradzał swojego warsztatu i metod. Często jednak pierwszą informacje czerpiemy z miejskich opowieści i legend. Historie najbliższe często opowiadają z dużą dozą prawdy dryndziarze bo to taksówkarze są tymi, którzy znają wiarę z miasta. Teraz też, kiedy na Targowichu kupują głównie ludzie z miasta, można się co nieco dowiedzieć od handlarzy, albo po prostu słuchając seniorów. Kiedyś historycy lekceważyli takie źródła, no bo wedle definicji jeszcze niedawno historia mówiona nie była źródłem. Ale jeśli tak to czym jest Kronika Galla Anonima, który przecież też opisywanych czasów na własne oczy nie widział. Wypiękniał naszą historię na bazie legend grodowych i nakazów Krzywoustego.

Jeśli jednak historię mówioną potraktujemy jako inspirację do kwerendy i poszukiwań w źródłach, to jesteśmy blisko tego co przyświeca Detektywowi i projektowi „Interaktywne Muzeum Gniezna 2021”. Miasto to ludzie, to oni je znają i pamiętają. To oni są bliżej idei, zachowań i wzorców oraz emocji towarzyszącym zapamiętanym wydarzeniom niż jakiekolwiek źródła nazywane obiektywnymi. Niestety przed pewną złudnością opierania się jedynie na pamięci ostrzega np. profesor Andrzej Szpociński. - Przedmiotem nauki historycznej jest dotarcie do prawdy historycznej. Potoczna pamięć o przeszłości przechowuje natomiast idee, wartości i wzory zachowań naszych przodków ważne dla nas. Dopiero całość tych zjawisk składa się na pojęcie kultury historycznej. Ta potrzeba pewnej powszechnej narracji o tym co było wymusza choćby tak proste działanie jak choćby kwerenda. Trudno sobie jednak wyobrazić MD w archiwum wśród teczek, choć i tak bywa. Dziś jednak kiedy ma się pewną wiedzę o tym gdzie szukać wiele można odnaleźć w internecie, nie tylko na forach tematycznych czy archiwach publicznych. Rzecz jasna mamy swoje knyfy jak mawiają w Wielkopolsce.
Ogromnym źródłem historycznym, ale i kulturoznawczym są anonse prasowe, ogłoszenia i reklamy. Rzecz jasna także wszelkie albumy rodzinne czy skrzyneczki ze zdjęciami zwłaszcza tymi wykonanymi na ulicach.

Dziś do pewnej zabawy, ale też udziału a raczej odczytania i opisania kwerendy chcemy Was zaprosić. Pozostajemy oczywiście przy ulicy Farnej. O której już 17 czerwca o godzinie 18.00 opowiadał będzie Muzealny Detektyw startując spod kościoła farnego. Jeśli nie wszyscy czytelnicy jeszcze wiedzą, zanim powstał tegoroczny projekt: „Interaktywne Muzeum Gniezna 2021” od kilku lat istnieje grupa na facebooku pod tym szyldem, skupiająca ludzi, którzy dzielą się nie tylko swoją prywatną pamięcią historyczną ale i fotografiami czy dokumentami - zatem źródłami.
Sławomir Łubiński - jeden z liderów społeczności Interaktywnego Muzeum Gniezna wykonał ogrom pracy przy kwerendzie, czyli poszukiwaniu - głównie w prasie przedwojennej i nie tylko. Dzięki jego poszukiwaniom również w zbiorach fotografii znajomych, możemy też zaprosić czytelników do interakcji i zabawy jaką jest opisanie historii tej krótkiej uliczki. Zacznijmy jednak od ogłoszeń i publikacji prasowych.

Materiały krótkie

Powszechnie znane są zdjęcia sklepu J. Przybyszewskiego przy Farnej 2. Zatem dziś postanowiliśmy ich nie przypominać. Natomiast nie mniej okazale prezentuje się zdjęcie znalezione w Wielkopolska Ilustracja przedstawiająca skład Grabianowskiego. (S. Grabianowski, ul. Farna 8 - Wielkopolska Ilustracja 1929.05.19 Nr33). Przepiękny opis: skład bławatów, artykułów męskich i materiałów krótkich uzupełniony o informację, że firma obchodzi 10 lat istnienia mówi nam kilka nieoczywistych rzeczy. Materiały krótkie to najprościej mówiąc bieliznę a jeśli w 1929 roku skład obchodzi 10 lecie znaczy też, że jest jednym z pierwszych tego typu składów powstałych po Powstaniu Wielkopolskim. Skład ten znajdował się tuż przy kościele Farnym gdzie do niedawna był sklep z dewocjonaliami. Na tym budynku dziś znajduje się tablica upamiętniająca ks. majora Zabłockiego. O ile w opisie zdjęcia czytamy, że pan Grabianowski solidnym był kupcem.

Tandyciorz Tuch i złodzieje

Zgoła inną informację otrzymujemy w notce prasowej znalezionej przez Sławomira Łubińskiego w Gazecie „Lech” z 22 grudnia 1896 roku: „Z zeszłej soboty na niedzielę wtargnęli złodzieje do sklepu tandyciarza Tucha przy ulicy Farnej, zabrali mu znaczny zapas rozmaitej odzieży.”
Tu naszą uwagę zapewne zwraca określenie tandyciarza. Pozwala sądzić, że był tu jeden z pierwszych mówiąc z angielska second handów w Gnieźnie lub po naszemu lumpeksów. Zatem tradycja miejska nie jest aż tak świeża jak byśmy myśleli. Niestety tym razem nie otrzymujemy konkretnego adresu. Trudno więc pokazać miejsce. Być może ktoś z czytelników zna odpowiedź na pytanie gdzie swój skład miał Tuch?
1963 rok Farna gwarna
Podczas poszukiwań pan Sławomir odnalazł na stronie fotoplastyka.eu niezwykle ciekawe zdjęcie z archiwum rodzinnego Maciejewskich zamieszczone przez Justynę Wajnikonis-Maciejewską. I tu z opisem kwerendy zostawiamy państwa cóż to mogło być za ludyczne wydarzenie?
Współpraca:
Sławomir Łubiński - kwerenda

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gniezno.naszemiasto.pl Nasze Miasto